poniedziałek, 17 grudnia 2012

Idealny włosowy prezent dla nie-włosomaniaczki - Tangle Teezer

Dzisiejszy post może się okazać pomocny dla tych z Was, które jeszcze nie mają prezentu dla jakiejś nie-włosomaniaczki :).
Jak to co roku przed świętami zastanawiałam się, co też by sprezentować moim siostrom. Przemknęła mi prze głowę myśl, aby był to jakiś dobry produkt do włosów. Moje siostry nie przykładają szczególnej uwagi do pielęgnacji włosów, dlatego wybór kosmetyku byłby niełatwy. Osobiście zawsze staram się, aby moje prezenty były przede wszystkim praktyczne - a w przypadku kosmetyków nietrudno kupić coś, czego dana osoba nigdy nie użyje czy zwyczajnie nie przypadnie jej do gustu. Dlatego też postanowiłam pójść w inną stronę i wtedy pojawił się inny pomysł - Tangle Teezer.

Tangle Teezer to dobrze znana szczotka, świetnie radząca sobie z rozczesywaniem włosów. Sama jestem w posiadaniu jednej i jestem z niej bardzo zadowolona. Gdy już padło na TT, pozostało jeszcze wybrać wersję - zwykłą czy kompaktową. Tutaj już nie mogłam kierować się własnymi doświadczeniami (mam tylko zwykłą), więc w ruch poszedł internet. Po przejrzeniu różnych opinii padło na wersję kompaktową. Dlaczego?

  • z rozczesywaniem radzi sobie nie gorzej niż zwykła
  • mniejsza wersja jest poręczniejsza przy noszeniu w torebce
  • dzięki osłonce nie niszczy się tak, jak zwykła
  • i najbardziej prozaiczne, a jednak przeważające - to ma być prezent, a wersja kompaktowa prezentuje się po prostu lepiej, jest ładniejsza i sprawia wrażenie porządniej wykonanej, gdy zwykła wyglądem nie powala - taki kawał plastiku (porównując stare wersje).

Niemało zabawy było z wyborem koloru - w końcu padło na panterkę (bardzo mi się spodobała i pewnie sama taką sobie kupię, choć zwykle wybieram wszystko w kolorze czarnym ;)) i różowy (miał być czerwony, ale nigdzie nie był dostępny...). Jak wyglądają, możecie zobaczyć poniżej:






Btw. szczotki zamówiłam na Allegro w piątek (14.12), a dziś już są u mnie! Więc jeśli wahacie się z zakupem ze względu na późną porę, to jest jeszcze spora szansa, że dojdą na czas.

Kupiłam również jeszcze jedną, zwykłą szczotkę (aczkolwiek w nowej odsłonie), tę z kolei jako dodatek do prezentu dla faceta - ma długie włosy i sam wielokrotnie powtarzał, że on chce taką szczotkę ;). Kolor oczywiście czarny. Muszę przyznać, że te nowe wersje są znacznie ładniejsze, niż stare - przede wszystkim nie błyszczą się całe - większość powierzchni jest matowa. Zmianie uległ też kształt - jest mniej "fikuśny" i wydaje mi się, że lepiej leży w dłoni. Co do używania - wypowiem się, jak już szczotkę podaruję i będę mogła ją pożyczyć ;).





PS. Podoba Wam się nowe, zimowe tło na blogu? :D

sobota, 15 grudnia 2012

Serum do końcówek na bazie oleju kokosowego

Jak może wiecie, do zabezpieczania końcówek zwykle używam serum silikonowego. Dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że równie dobrym pomysłem jest stosowanie na końcówki oleju, sama jednak po wielu podejściach postawiłam na pierwsze rozwiązanie. Jak już opisywałam tutaj, moje włosy po nawet naprawdę niewielkiej ilości oleju wyglądają nieświeżo. Jeśli również macie podobny problem (bądź po prostu szukacie czegoś lżejszego, po czym przy delikatnym przesadzeniu z ilością nie będziecie musiały myć znowu włosów), zachęcam do wypróbowania serum do końcówek, na które przepis podaję niżej:


Potrzebujemy:
1 ml oleju kokosowy
0,5 ml oleju awokado
0,5 ml oleju jojoba
0,5 ml oleju rycynowego
0,5 ml masła shea
2 ml soku aloesowego
10 kropli hydrolizatu keratyny
6 kropli hydrolizatu  jedwabiu
opcjonalnie:
odrobina wody (w zależności od potrzeb)
wybrany emulgator (1-2 krople)  




Przygotowanie:


W jednym pojemniczku umieszczamy wszystkie oleje (i masło shea) i wstawiamy do kąpieli wodnej, w drugim mieszamy składniki wodne: sok aloesowy, keratynę i jedwab. Gdy oleje już się rozpuszczą, możemy dodać do nich emulgator - sprawi to, że faza olejowa zmiesza nam się dobrze z fazą wodna. W przeciwnym wypadku będziemy musiały mieszać (np. wstrząsając) serum przed każdym użyciem.


Następnie do olejowej mieszanki przelewamy pozostałe składniki i mieszamy dokładnie mieszadełkiem. Jeśli chcemy, dodajemy też odrobinę wody (ja do swojego dodałam ok. 1 ml) - opcję tę polecam przy włosach, przy których szczególnie łatwo z olejami przesadzić.

Nasze serum jest już gotowe :). Możemy go umieścić w odpowiednim pojemniczku - ja na wszystkich etapach używałam malutkich opakowań z Rossmanna - nie jest to idealne rozwiązanie (serum jest rzadkie) ale daje radę. Na jedno użycie wystarcza mi spokojnie jedna/dwie większe krople kosmetyku.



Uwagi:
  1. Kąpiel wodna polega na włożeniu pojemnika z substancjami, które chcemy rozpuścić, do garnka z gotującą się wodą (tak, by sobie pływało po powierzchni). Dzieki temu mamy gwarancję, że wszystko nam się ładnie rozpuści, a nic nie przypali (gdyż woda nie będzie mieć więcej niż 100 stopni).
  2. Możemy manipulować konsystencją serum zwiększając ilość stałych olei. Proporcje, których ja użyłam skutkują otrzymaniem dość rzadkiego serum.
  3. Ok. 7 ml serum, które otrzymujemy z tego przepisu, to niby nie dużo, jednak starczy nam ładnych parę dni (przy stosowaniu nawet kilka razy dziennie), w dodatku nie musimy przejmować się używaniem substancji konserwujących.
  4. Używając mieszadełka w małym pojemniczku, dobrze jest ograniczyć jego prędkość (ja w tym celu łapię drugą ręką drucik między warstwę papieru toaletowego/chusteczki i naciskiem palców reguluję liczbę obrotów), inaczej można łatwo zachlapać wszystko dookoła ;).

Efekty stosowania serum?  Włosy są nawilżone, wygładzone oraz zabezpieczone przed uszkodzeniami mechanicznymi.

środa, 12 grudnia 2012

Podsumowanie miesiąca - listopad

Czas na kolejną miesięczną aktualizację. Niestety (heh, to już któryż raz z rzędu, kiedy podsumowanie muszę zacząć od tego słowa...), nie udało mi się spełnić wszystkich włosowych planów na ten miesiąc. Dlatego też część przerzucam na następny, dokładając nowe (oby tym razem poszło lepiej!).

W końcu mam dostęp do lepszego aparatu ;)

W listopadzie nie używałam zbyt wielu produktów, za to byłam ciut bardziej systematyczna niż ostatnio. Z masek królowały drożdże - we wszystkich wariantach opisanych w poprzednim poście. Płukanki zostały zdominowane przez Mariona - częściowo z lenistwa, częściowo, gdyż chciałam poużywać jej bardziej regularnie przed zamieszczeniem recenzji. Oleje podobnie jak wcześniej - łopianowy oraz Mahabhringaraj. Z szamponem i odżywką nic nie kombinowałam - choć zamierzam być bardziej kreatywna w tej kwestii w grudniu. Na skalp zaczęłam stosować odłożoną kilka miesięcy temu wodę brzozową - cóż, jest zimno, trzeba nosić czapkę, a włosy się przetłuszczają i przyklapują - chcę temu choć trochę zapobiec. Końce zabezpieczałam początkowo serum CHI, a później wyrobem własnym - niedługo o nim napiszę więcej ;).

Stosowane kosmetyki:

  • Szampon Baikal Herbals - objętość i siła
  • Balsam Baikal Herbals - objętość i siła
  • Złota maska ajurwedyjska Planeta Organica 
  • Maska drożdżowa Receptury Babuszki Agafii
  • Maska drożdżowa BingoSpa (stosowana z dodatkami)
  • Olej Łopianowy
  • Olej Mahabhringaraj
  • Płukanka malinowa Marion
  • Serum CHI na końcówki
  • Woda brzozowa Isana


                 Plany na przyszły miesiąc:

  • Przyciemnić włosy (farbowanie dwuetapowe henna-indygo, płukanki, olej)
  • Podciąć końcówki
  • Pobawić się w tworzenie szamponów
  • Stosować glinki i maski w proszku
  • Nadal pić drożdże
  • Regularnie używać wody brzozowej
  • Być systematyczna :)

sobota, 8 grudnia 2012

Drożdże na porost włosów - maski drożdżowe

Jak powszechnie wiadomo, picie drożdży jest świetnym sposobem na przyspieszenie wzrostu włosów. O tym sposobie, a także o wynikach i efektach miesięcznej akcji drożdżowej pisałam już w tym poście. Od tego momentu minęło już sporo czasu, ja jednak wciąż mniej lub bardziej konsekwentnie popijam drożdże. Z racji na mniejszą regularność (obecnie wypijam średnio kostkę drożdży dziennie tygodniowo, w "lepszych czasach" było 2 i 1/3 kostki), jak i "zaawansowaną" już długość włosów efekty nie są już takie fajne, jednak zawsze coś :).

Dzisiaj jednak nie o piciu, a o zewnętrznym stosowaniu drożdży - w postaci maski. Jest to pewna alternatywa dla osób, które z różnych powodów drożdży pić nie mogą (pogorszenie cery, odstraszający smak), bądź po prostu dodatek do kuracji drożdżami. Maskę możemy przygotować na wiele sposobów, ja podam takie, które samej zdarza mi się stosować.

Drożdże Babuni - rozpuszczają się bez problemu
Maska 1 

Potrzebujemy:
  • 1/2 kostki drożdży
  • 1 łyżkę jogurtu naturalnego/kefiru
  • 1 łyżeczkę miodu

Maska 2

Potrzebujemy:
  • 1/2 kostki drożdży
  • 1 łyżkę wody / mleka / soku z aloesu
  • 1 łyżkę nielubianej maski / odżywki

W obu przypadkach drożdże rozdrabniamy łyżeczką, po czym dodajemy pozostałe składniki i dokładnie mieszamy (uwaga: porcje są dość duże i spokojnie można przygotować np. połowę tego, co w przepisie, i też starczy). Całość nanosimy na włosy ze szczególnym uwzględnieniem skalpu (!), najlepiej delikatnie masując przy tym skórę głowy. Zawijamy włosy w folię/czepek, zakładamy czapkę/ręcznik, czekamy 30 - 60 minut (można całość podgrzać suszarką) i zmywamy (najlepiej przy pomocy delikatnego szamponu).


Efekt?

Włosy podczas zmywania maski są nieprzyjemnie szorstkie, jednak po wyschnięciu wręcz przeciwnie, są bardziej miękkie i mięsiste. Niestety, w moim przypadku łatwiej się też plączą, blasku nie przybywa, a zapach lubi się długo utrzymywać. Może minimalnie dodają gęstości fryzurze. Domowe maski drożdżowe są często zachwalane także dla efektu, jaki dają na włosach, u mnie jednak pod tym względem wypadają dość przeciętnie. Jednak jest to przede wszystkim maska dla skóry głowy, w innym przypadku (np. gdy ktoś chce nakładać ją tylko na włosy) nie ma się co męczyć - są lepsze rzeczy.

Gotowe produkty

Możemy oczywiście kupić także gotową maskę drożdżową. Wprawdzie drożdże będą tam w znacznie mniejszej ilości niż w naszej domowej masce, jednak z drugiej strony zwykle stosuje się z w nich drożdże piwne (my używamy piekarskich), które są bardziej skuteczne. Ja jak dotąd miałam do czynienia z następującymi drożdżowymi produktami:

Maska drożdżowa BingoSpa

Produkt o dość różnorodnych opiniach. Dla jednych fantastyczna, dla innych dość słaba. W moim przypadku efekty po jej użyciu (jeśli chodzi o stan włosów) są raczej znikome, dlatego stosuję ją głównie jako baza pod inne maski.

Maska drożdżowa Receptury Babuszki Agafii

Obecnie mój absolutny ulubieniec w kategorii masek. Nawilża, wygładza, włosy po niej są przyjemne w dotyku i miękkie, aż chce się je głaskać :).


W kwestii przyspieszenia porostu, masek używam na tyle nieregularnie, iż na efekty nie ma co liczyć, jednak obecnie coraz częściej sięgam po ostatnią wspomnianą maskę, więc jest szansa, że przy pojawieniu się recenzji będę mogła coś wspomnieć i pod tym kątem ;).

niedziela, 25 listopada 2012

Odżywki bez spłukiwania Joanna - z pokrzywą i zieloną herbatą oraz z miodem i cytryną

Odżywkami z tej serii zainteresowałam się już dobre kilka miesięcy temu, po (jak to często bywa) przeczytaniu całkiem sporej ilości pozytywnych opinii na ich temat. Znaleźć je nie było łatwo - w Rossmannie ich nie uświadczymy, a i w innych odwiedzanych drogeriach zastać ich nie mogłam. Gdy jednak udało mi się je znaleźć, kupiłam od razu dwie różne - z pokrzywą i zieloną herbatą oraz z miodem i cytryną. Pierwszą dopiero co wykończyłam, drugą ciągle używam "od czasu do czasu".



Joanna pokrzywą i zieloną herbatą
skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Stearalkonium Chloride, PEG-20 Stearate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cetrimonium Chloride, Isopropyl Alcohol, Panthenol, Urtica Dioica, Camellia Sinesis, Propylene Glycol, Butylene Glycol, Citric Acid, Parfum, Citral, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Metylisothiazolinone



analiza: skład nie najgorszy, na początku mamy grupę surfaktantów pełniących funkcje nawilżające, antystatyczne i emulgujące. Następny składnik, Isopropyl Alcohol, może wysuszać oraz podrażniać. Dalej przyjemnie: substancje nawilżające oraz ekstrakty roślinne (Panthenol, Urtica Dioica (pokrzywa), Camellia Sinesis (zielona herbata) , Propylene Glycol, Butylene Glycol), a potem już tylko zapachy i konserwanty (w tym  DMDM Hydantoin, który może powodować podrażnienia).


Joanna z miodem i cytryną
skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Stearalkonium Chloride, PEG-20 Stearate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cetrimonium Chloride, Isopropyl Alcohol, Panthenol, Hydroxypropyltrimonium Honey, Citrus Medica Limonum, Propylene Glycol, Citric Acid, Parfum, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Butylphelyn Methylpropional, Limonene, Linalool, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone


taśma izolacyjna przykrywa dziurę powstałą w wyniku otwierania odżywką piwa...
analiza: dość podobnie jak poprzednik. Tutaj mamy jedynie inne ekstrakty (Hydroxypropyltrimonium Honey, Citrus Medica Limonum, czyli zgodnie z nazwą miód i cytryna zamiast pokrzywy i zielonej herbaty) oraz zapachy. Szkoda, że ekstrakty w obu przypadkach widnieją smętnie gdzieś pośrodku składu, a nie wcześniej, jednak przynajmniej nie jest to "za zapachami".


                 Użytkowanie:


Odżywki na pewno należą do wydajnych, do jednorazowego użycia wystarczy stosunkowo niewielka ilość produktu. Posiadają rzadką konsystencję, jednak ich dozowanie nie sprawia problemu dzięki dobremu opakowaniu. Zapach w obu przypadkach dość delikatny i przyjemny. Cena bardzo przystępna, gdyż wynosi zwykle ok. 5 zł za sztukę.


                 Działanie:


Odżywki stosowałam raczej doraźnie i częściej po powrocie do domu (do rozczesania), aniżeli przed wyjściem. Producent obiecuje nam na opakowaniu, iż nasze włosy po użyciu odżywki będą:

  • lepiej nawilżone i odżywione
  • lśniące i przyjemne w dotyku
  • łatwiejsze do rozczesania i układania

Powyższe w przypadku wersji z miodem, a dla tej z pokrzywą:

  • zdrowy i zadbany wygląd
  • przyjemne w dotyku, sprężyste i pełne energii
  • łatwiej się rozczesują i układają

Przyznam, iż zapewnienia (głównie w przypadku odżywki z pokrzywą) mogę uznać za spełnione (chociaż nie skakały od nadmiaru energii ;)). Włosy po jej zastosowaniu faktycznie prezentują się nieco lepiej, są gładkie, śliskie, a ich rozczesanie jej znacznie łatwiejsze. Aby uzyskać taki efekt musiałam jednak stosować ją w specyficzny sposób: nakładałam odżywkę na wydzielone pasmo, po czym gładziłam je od góry do dołu dobre kilkadziesiąt razy, aż stawały się naprawdę gładkie i przyjemniejsze w dotyku. Dobrze się sprawdza przy "zmęczonych" po całym dniu włosach - poplątanych, naelektryzowanych, spuszonych.

Wersja z miodem daje u mnie nieco słabszy efekt, jednak też sprawdza się w wyżej opisanym celu nie najgorzej. Obie są dość lekkie i nie obciążają włosów (oczywiście, przy użyciu rozsądnej ilości). Jeśli chodzi o odżywienie czy regenerację, nie stosowałam tych produktów na tyle regularnie, by coś zaobserwować w tej kwestii, jednak nie oczekiwałabym zbyt wiele - nawet producent tu nie obiecuje nie wiadomo czego :). Możecie jednak liczyć na wygładzenie i w pełnym stopniu - nawilżenie. 

Myślę, że odżywkę warto przetestować, 5 zł to niedużo, a są sytuacje, w których się może przydać. Sama pewnie sprawdzę, jak sobie radzą pozostałe odżywki z serii, a czy do tych wrócę? Nie wiem, zobaczymy.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Aktualizacja włosów

W końcu udało mi się wygospodarować trochę czasu i zrobić kolejne podsumowanie pielęgnacyjne. Miało to być podsumowanie października, jednak wyszło jak wyszło... Niestety, ostatnie kilka tygodni było dla mnie niezwykle wyczerpujące - miałam masę pracy, stąd też tak długi brak postów i obecności w blogsferze.

Ów stan rzeczy odbił się również niekorzystnie na moich włosach. Nie dbałam o nie wystarczająco, nie zabezpieczałam ich też w żaden sposób wychodząc z domu - a ciągłe zakładane i zdejmowane płaszczy dokonało sporego spustoszenia.

Na początku października było zdecydowanie lepiej. Częściej sięgałam po maski, oleje i wcierki, stosowałam też w miarę regularnie ziołowe płukanki przyciemniające - z ich efektu byłam nawet zadowolona, spektakularnie włosów nie przyciemnił, jednak była subtelna różnica. Udało mi się popróbować mycia włosów glinką (napiszę więcej na ten temat, jak trochę więcej pokombinuję w tym temacie) oraz włączyć do pielęgnacji świeżo nabyte produkty.

Pod koniec października pofarbowałam włosy indygo - kolor nadal nie wyszedł zadowalający, mimo dodania glinki ghassoul. Co więcej, już dzisiaj włosy są znacznie jaśniejsze. Do farb chemicznych wracać nie chcę, więc będę nadal szukać skutecznych sposobów na naturalne przyciemnienie włosów.


Jakość zdjęć tradycyjnie podła, jednak co nieco widać. W ciągu kilku ostatnich dni zapewniałam włosom małą bombę nawilżająco - regeneracyjną w postaci złotej maski naszpikowanej półproduktami. Włosy po niej są gładkie, lśniące i przyjemnie miękkie. Zdecydowanie odżyły po chwilowym zaniedbaniu.

Na zdjęciach widać też, że włosom daleko do czarnego koloru, który nieustannie (i z jednakowo marnym skutkiem) próbuję uzyskać (te niżej pokazują najbardziej zbliżony kolor).


                Stosowane kosmetyki:

  • Szampon Biovax
  • Szampon Baikal Herbals - objętość i siła
  • Balsam Baikal Herbals - objętość i siła
  • Odżywka Isana z babassu
  • Złota maska ajurwedyjska Planeta Organica
  • Odżywka Joanna z pokrzywą
  • Olej Łopianowy
  • Olej Mahabhringaraj
  • Płukanka malinowa Marion
  • Serum CHI na końcówki
  • Maska Kapoor Kachli
  • Maska Brahmi
  • Glinka Ghassoul



Na zdjęciu brakuje płukanki Marion - gdzieś mi się chwilowo zapodziała.


                 Plany na przyszły miesiąc:

  • Przyciemnić włosy (farbowanie dwuetapowe henna-indygo, płukanki, olej)
  • Podciąć końcówki
  • Wykończyć kilka zalegających produktów
  • Pić drożdże! (miałam ze dwutygodniową przerwę)
  • Częściej stosować maski, zwłaszcza te w proszku
  • Być systematyczna :)

poniedziałek, 29 października 2012

Jesienny (zimowy) dzień dziecka - duużo nowości!

Dzień dziecka - to pierwsze, co przychodzi mi na myśl, gdy widzę ten mały stosik prezentów, które (niestety sama ;)) sobie sprawiłam. Usprawiedliwieniem dla tej jakże niezwykłej rozrzutności były moje nie tak dawne urodziny i... zaręczyny :).

Pozwolicie, iż z powodu ilości materiału nie będę Was raczyć szczegółowymi opisami produktów, a tylko pozwolę sobie na krótki komentarz.

A więc... zaczynamy! Na początek pójdzie moje zamówienie ze sklepu Setare.pl:


Kapoor Kachli - odżywka stymulująca

Jak może pamiętacie, miałam okazję testować próbkę tejże odżywki (o tutaj). Ponoć odżywka ta ma dodawać objętości, pogrubiać włosy i przyspieszać porost. Czego można by chcieć więcej? :) Testy, choć nie zaowocowały jakimś powalającym rezultatem, zachęciły mnie po sięgnięcia po pełnowymiarowy produkt.


Baikal Herbals - szampon objętość i siła


Mam już balsam z tej serii i choć moim ulubieńcem nie został, chciałam zobaczyć, jak działają te kosmetyki w parze. Dodatkowo szampon cieszy się bardzo dobrymi opiniami na blogach, więc po prostu nie mogłam nie spróbować.


Glinka biała

Glinki to bardzo uniwersalne produkty. Mam zamiar używać ich w formie maseczek na twarz, a także (w pojedynkę lub jako jeden ze składników) jako szampon i maskę na włosy. Biała glinka jest dobra dla wrażliwej cery, łagodzi podrażnienia, działa regenerująco, oczyszczająco i ściągająco. Ta glinka jest kupiona przeze mnie najbardziej z myślą o twarzy.


Glinka zielona

Najsilniejsza z glinek, świetna do cery trądzikowej i problematycznej. Ma właściwości dezynfekujące, absorbujące i przyspieszające gojenie. Zwęża pory i zapobiega powstawaniu zaskórników. Planuję stworzyć szampon z zieloną glinką (będzie dobry do włosów tłustych, a wciąż delikatny) oraz stosować ją na twarz. Podobno jest również dobra na cellulit i rozstępy.


Spirulina - algi zielone

Przynosi mnóstwo korzyści przy stosowaniu wewnętrznym, jednak na razie skupię się na zastosowaniach spiruliny jako kosmetyk. Będę ja stosować z maską na włosy albo jako maseczka na twarz i ciało.


Pierwoje Reshenie - drożdżowa maska do włosów

Maska, która cieszy się świetnymi opiniami w blogsferze. W końcu i ja będę mogła ją wypróbować :).


Ziołowy olejek Mahabhringaraj

Indyjskie oleje służą moim włosom, więc kupiłam kolejny. Poza wzmacnianiem i zapobieganiem wypadania olejek ten może przyciemnić kolor włosów, na co bardzo liczę.


Brahmi - maska do włosów

Kolejna ziołowa maska do włosów. Także ma wzmacniać włosy i zapobiegać ich wypadaniu. Niestety, w moim opakowaniu jest dziura i sporo się jej już zdążyło wysypać...


Jako gratisy otrzymałam próbki oleju palmowego, szamponu z efektem laminowania i zapachu. Bardzo miły akcent :).


I pozostałe rzeczy, kupione zarówno stacjonarnie, jak i przez internet:


Green Pharmacy - balsam do włosów farbowanych i po balejażu

Kosztował mnie tylko 6 zł, więc po długich wahaniach postanowiłam dać mu szansę. Mimo zapewnienia "nowa, ulepszona formuła", skład pozostawia wiele do życzenia. Dodatkowo zawiera silikon, czego zwykle nie toleruję w odżywkach. Niemniej jednak opinie ma całkiem, całkiem, a na nadchodzącą zimę może być akurat.


Glinka Ghassoul

Kolejna glinka, również posiada szereg zastosować. Można używać jej samej do mycia włosów, a także robić maseczki itp. Do jej zakupu skłoniła mnie jeszcze jedna rzecz - liczę, iż tak jak u eve, glinka ta sprawi, że indygo lepiej złapie mi włosy.


Szczotka z włosiem z dzika Khaja

Od dawna miałam ochotę na tę szczotkę, jednak nie było to takie pilne - mam już w końcu Tangle Teezer'a. Tym razem jednak pozwoliłam sobie pofolgować moim zachciankom i jest ;).



Miałyście któreś z tych produktów? Jak się spisywały?

piątek, 19 października 2012

Moja włosowa rutyna pielęgnacyjna

Sporo miejsca na blogu poświęcam kosmetykom, które stosuję, a przy każdej recenzji czy krótkim opisie mam w zwyczaju pisać, w jaki sposób owy kosmetyk używam. Zapewne przeglądając szczegółowo ten blog można mieć pewne pojęcie o tym, jak wygląda codzienna pielęgnacja moich włosów. Dzisiaj jednak mam zamiar zebrać te wszystkie informacje porozrzucane po różnych postach do kupy i przedstawić Wam moją codzienną rutynę pielęgnacyjną.


to tylko część włosowych kosmetyków, która była akurat pod ręką ;)


Nie będę skupiać się na konkretnych produktach, które często się zmieniają, jedynie na sposobie użycia.

Pielęgnacja krok po kroku:

      1.  maska/olej przed myciem
      2.  mycie szamponem/odżywką
      3a.  maska
      3b.  odżywka d/s
      4.  płukanka
      5.  wcierka
      6.  odżywka b/s
      7.  serum/olej na końce

Jest to oczywiście wersja "full", ostatnio coraz rzadziej zdarza mi się ją praktykować, stosując na raz średnio 4-5 punkty z listy.


               Maska / olej przed myciem

Bardzo rzadko stosuję maski przed myciem głowy. Zaletą takiego rozwiązania jest to, że nawet treściwa maska nie obciąży nam włosów. Maski najlepiej nakładać na mokro (gdy robię to przed myciem, włosy zwilżam wodą), do tego maska przed myciem może mieć utrudnione dotarcie do włosa.

Znacznie częściej za to nakładam na włosy olej. Robię to na włosy suche, po kolei wydzielając kolejne pasma i nakładając na nie niewielką (na całe włosy schodzi mi maksymalnie łyżeczka oleju) ilość oleju. Z ilością nie warto przesadzać, bo włosom nie zrobi to wielkiej różnicy, a tylko ciężej będzie zmyć to wszystko (co w następstwie może doprowadzić do zniwelowania dobroczynnego działania oleju przez zbyt silne mycie).

Olej najczęściej nakładam na włosy na długości, omijając skórę głowy i włosy blisko niej. Niekiedy jednak skupiam się wręcz głównie na skalpie, zależnie od rodzaju stosowanego oleju. Wtedy dodatkowo wykonuję masaż głowy, wykonując koliste ruchu opuszkami palców. Pomaga to dobrze rozprowadzić olej, a także pobudza krążenie i cebulki włosów.


                Mycie szamponem

Włosy myję codziennie delikatnym szamponem. Czasem stosuję metodę kubeczkową (mieszankę szamponu i wody umieszczam w spieniającej butelce po farbie jak tutaj: http://oazawlosow.blogspot.com/2012/08/mycie-wosow-balsamem-babydream-recenzja.html), najczęściej jednak produktu używam prosto z opakowania, w razie potrzeby mieszając na dłoni z wodą. Metoda OMO (odżywka-mycie-odżywka) jest przeze mnie praktykowana tylko, gdy na głowie mam olej - pełni on funkcję pierwszego "O". W innych przypadkach nie mam takiej potrzeby, stosowane przeze mnie szampony są na tyle łagodne, iż nie muszę przed nimi zabezpieczać włosów.

Mycie zaczynam od czubka głowy, dokładnie masując przy tym skórę. Później delikatnie zajmuję się resztą włosów, przy czym nie zbijam ich w kołtun na czubku ani nic z tych rzeczy - po kolei, partiami myję między dłońmi włosy niczym piorąc delikatną tkaninę.

Szampon często wzbogacam półproduktami, dzięki czemu mogę uzyskać konkretne efekty lub złagodzić działanie nieco mocniejszego szamponu.

Odżywkę zamiast szamponu używam sporadycznie, właściwie tylko w wyjątkowych sytuacjach. Moje włosy zdecydowanie preferują do mycia łagodny szampon.


                Maska

Po myciu wyciskam z włosów wodę, zakładam turban i dopiero po paru minutach przechodzę do nakładania maski. Włosy dzielę na pasma (ilość zależna od rodzaju maski) i starannie, lekko masując, nakładam na włosy kosmetyk. Tutaj też skupiam się głównie na długości, włosy przy skórze głowy racząc tylko niewielką ilością produktu.

Gdy maska jest już nałożona, włosy skręcam w kok, zakładam czepek i ręcznik/czapkę, po czym paraduję tak przez przynajmniej godzinę i zmywam maskę chłodną wodą. Rytuał taki staram się powtarzać przynajmniej raz w tygodniu.


              Odżywka d/s (do spłukiwania)

Wersja na szybko, jednak odżywce również trzeba dać czas podziałać. Dlatego od razu, gdy wchodzę pod prysznic, myję włosy i nakładam odżywkę, po czym zajmuję się myciem ciała, masażem i innymi pierdołami, a gdy skończę, mogę już spokojnie spłukać odżywkę. W odżywkach (i maskach) unikam silikonów, gdyż te u mnie nadają się tylko na końce.


              Płukanka

Nie zawsze pamiętam by ją zawczasu przygotować, jednak lubię ich działanie. Płukankę w ilości ok. 250ml trzymam w miseczce i stopniowo zanurzam w niej włosy, albo polewam od góry. Skapującą mieszankę zbieram z powrotem do miski, dzięki czemu proces ten powtarzam wiele razy.

Płukanki używam na spłukane wodą włosy i po niej nie płuczę więcej wodą.


              Wcierka

Wszystkie wcierki przelewam do buteleczki z atomizerem, inaczej ciężko mi z nich korzystać. Spsikuję dokładnie skórę głowy (palcami jednej ręki odpowiednie odsuwając włosy), po czym opuszkami palców  wykonuję staranny masaż. Wcierkę staram się stosować po myciu, gdy włosy już delikatnie podeschną, a także na nieumyte włosy rano/wieczorem.


              Odżywka b/s (bez spłukiwania)

Ten punkt pomijam najczęściej. Właściwie to przy moich włosach odpowiedni szampon i maska/odżywka sprawiają, że nie mam potrzeby stosować odżywki bez spłukiwania - używam jej głównie "bo mam", albo częściej - aby szybko uporać się ze splątanymi włosami.


              Serum / olej na końce

Ten punkt z kolei jest dla mnie dość ważny, gdyż końce łatwo mi się plączą, trą o wszystko i w efekcie niszczą. Zwykle używam serum silikonowego - stosowany tylko na końce, nie obciąża mi włosów. Olei w tym celu używam raczej sporadycznie - raz, że większość się do tego nie nadaje (nawet przy minimalnej ilości dają nieciekawy efekt), łatwiej z nimi przesadzić, a przy silikonowym serum otrzymuję lepszy wizualnie efekt - włosy się nie sklejają, są gładkie i się nie plączą. Do tego od takiego produktu wymagam jedynie zabezpieczenia, nie pielęgnacji, i tu silikony sprawdzają się świetnie.


niedziela, 14 października 2012

Kosmetyczne pamiątki z Finlandii

Niedawno wróciłam z mojej pierwszej podróży do Finlandii i nie oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała okazji na zapoznanie się z dostępnymi tam kosmetykami do włosów. Jak można było się spodziewać, na samym przeglądaniu się nie skończyło - do domu wróciłam bogatsza o kolejny szampon i odżywkę.



Produkty te dość znacznie nadwyrężyły mój portfel, dlatego w ich przypadku użytkowanie (a więc i testowanie) będzie wyglądało nieco inaczej. Zwykle staram się dany produkt używać systematycznie i w miarę możliwości regularnie przez pewien okres czasu, z rzadka tylko stosując odmienne kosmetyki (czyli jeśli jest to szampon, to używam tylko tego szamponu przez kilka tygodni, by w pełni wyrobić sobie o nim zdanie). W tym jednak przypadku chyba z tego zrezygnuję, bo zwyczajnie szkoda mi będzie tych produktów, i stosować mam je zamiar tylko od czasu do czasu.


                                    AM Luonnontuotteet - Ruusushampoo 


Teraz czas na krótką prezentację nowości: Szampon został kupiony w sklepie z ekologicznymi produktami Ruohonjuuri. Długo zwlekałam z wyborem, w końcu jednak padło na szampon różany marki AM Luonnontuotteet. Oczywiście przy wyborze kierowałam się jedynie składem INCI, gdyż moja znajomość fińskiego nie pozwalała na nic więcej ;). Z tegoż powodu nie przytoczę też tutaj żadnych zapewnień producenta, jednak zainteresowanych odsyłam do strony: http://www.amnatur.fi/shop/product_info.php?cPath=21&products_id=99&osCsid=0kktsql5as9ndmj5q5f57meri7




Szampon ten śmiało można nazwać "różanym", gdyż w składzie, zaraz po wodzie, widnieje róża francuska. Dalej mamy nagietek lekarski i dopiero detergenty - i to łagodne. W dalszej części składu również nie zabraknie ekstraktów roślinnych.

Jestem bardzo ciekawa, jak się sprawdzi w praktyce - na pewno jeszcze kiedyś o nim wspomnę.


                                            Frantsila - odżywka Midsummer Rose


Odżywkę znalazłam w dziale z kosmetykami naturalnymi w jednym z fińskich sklepów. Tu również w pierwszej kolejności zerkałam na skład (bardzo przyjemny), jednak i notkę od producenta mogłam przeczytać, gdyż umieścił na opakowaniu również angielską wersję.




Zgodnie z opisem z opakowania, w odżywce znajdziemy:

organiczne ekstrakty ziołowe:
  • rumianek - działa łagodząco, dodaje blasku
  • skrzyp (horsetail) - regeneruje i wzmacnia
  • korzeń łopianu - działa leczniczo i przeciwłupieżowo

aromaterapeutyczne oleje:
  • mięta pieprzowa - działa odświeżająco i przeciwdziała podrażnieniom
  • ylang-ylang - unosi włosy, naprawia rozdwojone końcówki
  • rozmaryn - wzmacnia, przyspiesza wzrost włosów

esencje kwiatowe:
  • czarna jagoda - odżywia
  • banan (plantain) 
  • dzika róża
  • świerk

Wszystkie składniki owszem, znajdują się w składzie, jednak w dość różnych miejscach. Ostatnia grupa występuje pod koniec, oleje mamy bardziej w środku, a ekstrakty najwyżej (choć nie zaraz po wodzie). Również liczę, iż się na nim nie zawiodę i będzie to naprawdę przyjemna pamiątka :).


Oczywiście, oba produkty "made in Finland". A Wam zdarza się kupować kosmetyczne pamiątki? :)

piątek, 5 października 2012

Podsumowanie miesiąca - wrzesień


Wrzesień nie był idealnym miesiącem jeśli chodzi o pielęgnację. Po zakończeniu akcji regeneracyjnej w pierwszym tygodniu września, trochę sobie odpuściłam. Olej stosowałam dość sporadycznie, może dwa razy w tygodniu, podobnie maski. Zestaw używanych w tym czasie kosmetyków nie jest zbyt imponujący, jednak wszystkie te produkty sprawdzały się całkiem nieźle i taki też (całkiem niezły) jest obecny stan moich włosów. Jedynie są nieco bardziej suche od płukanki przyciemniającej, mimo stosowanych zabezpieczeń - obecnie ograniczyłam jej użycie do co drugiego mycia.

Zdjęcia tradycyjnie średniej jakości, jednak tym razem wyjątkowo się przy nich zamęczyłam - zbudowałam "wieżę" z krzesła, stołka i kilku pudełek, telefon obłożyłam obcęgami by stał w pionie i kombinowałam na najprzeróżniejsze sposoby z oświetleniem. O dziwo, najlepiej wyszły zdjęcia robione przy zgaszonym głównym świetle i odpowiednio ustawionej małej lampce.

Stan włosów na dziś:



                Stosowane kosmetyki:

  • Szampon Urtekram
  • Szampon Biovax
  • Złota maska ajurwedyjska Planeta Organica
  • Maska Isana Intensywnie pielęgnująca
  • Balsam Baikal Herbals Objętość i siła
  • Odżywka Joanna z pokrzywą
  • Olej Łopianowy
  • Olej Amla
  • Płukanka malinowa Marion
  • Serum CHI na końcówki
  • Próbki: Placenta, Kapoor Kachli



Krótki opis większości tych produktów zamieściłam już w tym poście. Pełne recenzje pojawią się, gdy już wykończę daną rzecz.



I mały bonus - zostałam ostatnio poproszona o zdjęcie włosów w kucyku - więc proszę, jest kucyk :). Trochę niedoczesany, ale to przez to, że strasznie długo kręciłam się w poszukiwaniu oświetlenia. Na tych zdjęciach widać, że moje włosy do grubych ani gęstych niestety nie należą.





środa, 3 października 2012

Kapoor Kachli i podsumowanie testów próbek

To już ostatnia seria recenzji kosmetyków od dark_lady. Bardzo się cieszę, że dane mi było je przetestować, gdyż właściwie każdy kosmetyk, jaki otrzymałam, jest warty uwagi. Co z całej serii spodobało mi się najbardziej - możecie przeczytać na samym dole, zaraz po krótkiej recenzji.


              Kapoor Kachli


Puder Kapoor Kachli jest darem dla osób chcących mieć grube, wzmocnione i lśniące włosy na długi czas. Regularnie stosowana odżywka pobudza włosy do wzrostu. Sprawia, że włosy stają się gęste i piękne. Ponadto nadaje przepiękny zapach.

Wprawdzie dla mojego węchu zapach jest raczej słabo wyszuwalny, a efektu pobudzenia do wzostu czy wzmocnienia przy tak krótkim czasie stosowania nie sposób stwierdzić, jednak odżywka przypadła mi do gustu i na pewno zaopatrzę się w pełnowymiarowy produkt.




Aby łatwiej nanieść odżywkę (a także móc sobie pozwolić na użycie mniejszej ilości), proszek mieszałam z maską BingoSpa. Całość trzymałam na włosach pod folią i czapką różnie długo, jednak zawsze przynajmniej godzinę. Choć początkowo efektu raczej nie widziałam (później używałam większej ilości - niestety, produkty w proszku do najwydajniejszych nie należą), po następnych użyciach zaobserwowałam zwiększone wygładzenie, miękkość i może, minimalnie, objętość. Głównie dla tego ostatniego produkt kupię w pełnym wymiarze i dokładniej przetestuję - dla moich oklapniętych włosów maska, która jednocześnie wygładza i dodaje objętości jest prawdziwym marzeniem.


                         Moi faworyci

Pośród pozostałych testowanych produktów znalazły się:


Poprzednie recenzje możecie przeczytać klikając w poszczególne linki powyżej.:

A z tych wszystkich wspaniałości najbardziej do gustu przypadły mi (kolejność przypadkowa): Kapoor Kachli - oklapnięte włosy to mój największy problem i cały czas poszukuję produktów, które mnie od tego uchronią jednocześnie nie wyrządzając żadnej szkody włosom. Olej palmowy - bardzo uniwersalny, polubiły go nie tylko moje włosy, ale i cera - jest lekki jak na olej, nie zapycha i świetnie nawilża. Peeling enzymatyczny - delikatny, a skuteczny.

Do tego na pewno wypróbuję różne glinki, bo działanie czerwonej bardzo mi się podobało, jednak ze względu na niechęć do efektu opalenizny muszę poszukać innego rodzaju.

Wszystkie opisane produkty dostępne są w sklepie http://setare.pl/.

poniedziałek, 1 października 2012

Placenta i maska algowa ujędrniająca

Niedawno zakończyłam testy otrzymanych od dark_lady próbek. Dzisiaj możecie przeczytać o moich wrażeniach z testów placenty i alg. A o indyjskiej odżywce Kapoor Kachli będzie następnym razem :).


                Placenta


Placenta to świetny produkt do stosowania zarówno na twarz, jak i na włosy. Zastosowana na skórę działa regeneracyjnie, odżywczo, nawilżająco, łagodząco, bardzo dobrze sprawdza się w przypadku cery tłustej i trądzikowej. Użyta na włosy wzmacnia cebulki i jest niezwykle skutecznym środkiem zapobiegającym wypadaniu włosów.




Placentę dodawałam do masek i kładłam na skórę głowy oraz (w mniejszej ilości) na same włosy. Po takiej mieszance włosy były gładkie i przyjemnie lekkie, zwłaszcza przy skórze. Kilka lat temu stosowałam kurację przyspieszającą wzrost włosów przy użyciu placenty w ampułkach - nie wiem, czy faktycznie szybciej rosły, bo nie kontrolowałam tego wtedy jak obecnie, ale pamiętam, że dorobiłam się po niej sporo nowych "babyhair".

Specyfik nałożony na twarz działa równie dobrze, jak nie lepiej - "natychmiastowy efekt" jest bardziej widoczny niż w przypadku włosów. Cera jest świeża, "odprężona" i delikatnie wygładzona. Ciekawa jestem efektów dłuższego stosowania na moją kapryśną cerę.


                                        Maska algowa ujędrniająca - oczy


Zastosowanie:

 - redukuje zmarszczki, zapobiega powstaniu nowych
 - sprzyja likwidowaniu sińców pod oczami
 - likwiduje tzn worki oraz kurze łapki
 - ujędrnia skórę wokół okolicy oczu

Produkt bogaty jest w takie składniki jak:

 - Alga Himanthala Elongata - stymuluje lokalnie mikrokrążenie w skórze
 - Witamina C - ma działanie antyoksydacyjne, spowalnia procesy wczesnego starzenia się skóry
 - Thali Source - aktywny składnik pozyskiwany z alg morskich. Posiada działanie mocno nawilżające skórę.




Do tego produktu trochę ciężko mi się ustosunkować, gdyż nie mam żadnych problemów z wymienionych wyżej :). Mam to szczęście, że choć moja cera do idealnych nie należy, nie mam kłopotów ze skórą w okolicy oczu - nie robią mi się sińce, zmarszczki (póki co) worki itp. (no, chyba, że nie będę spać ileś tam czasu, ale ostatnio na szczęście nie doświadczałam takiego stanu). Postanowiłam więc potraktować produkt jak zwykle algi na twarz.

Na początek wspomnę, iż w tym celu algi używam już od dłuższego czasu. Po tych skóra jest charakterystycznie gładka i napięta, a samo usuwanie alg z twarzy było nawet nieco łatwiejsze niż przy innych podobnych produktach. Myślę, że ma szansę pozytywnie wpłynąć i na kłopotliwą skórę w okolicach oczu.


Wszystkie opisane produkty dostępne są w sklepie http://setare.pl/.

wtorek, 25 września 2012

Płukanki przyciemniające włosy

Zgodnie z zapowiedzią, prezentuję dzisiaj naturalny sposób na przyciemnienie włosów za pomocą ziołowych płukanek.

Poniżej znajdziecie listę ziół mogących przciemnić nasze włosy. Oczywiście nie trzeba zaopatrywać się we wszystkie, aby stworzyć działającą płukankę :). Ja używam zestawu składającego się z pięciu pierwszych pozycji (i nie tylko - o tym niżej). Poza właściwościami przyciemniającymi, zaznaczyłam, które z ziółek mają dodatkowe działanie.

                Przyciemniające zioła:

  • Kwiat malwy czarnej
  • Kwiat bzu czarnego - polecany do mycia i płukania włosów suchych.
  • Liść szałwi - odżywia wlosy, a jednocześnie leczy łupież.
  • Liść orzecha włoskiego - działa ściągająco, bakteriobójczo i grzybobójczo, pomaga przy silnym wypadaniu włosów i problemach z łupieżem.
  • Kora dębu  - działa ściągająco, zapobiega wypadaniu włosów czy nadmiernemu przetłuszczaniu się.
  • Rozmaryn - pobudza krążenie i działa odżywiająco. Dobry dla przetłuszczających się włosów i przy problemach z łupieżem.
  • Kora kruszyny
  • Liście indygowca - wzmacnia włosy, stymuluje wzrost.
  • Czarna herbata

Uwaga: gotowa płukanka ma intensywny kolor i łatwo brudzi wszystko, co napotka na drodze. Szczególną uwagę należy zwrócić na ręcznik, gdyż niektóre zioła (np. szałwia) mogą go trwale zafarbować.

              Przygotowanie:

W celu uzyskania ilości płukanki wystarczającej na ok. trzy użycia, potrzebujemy przygotować ok. szklanki ziół (jeśli są drobne, nie musi to być cała szklanka).


Do garnuszka wlewamy 1l wody, wstawiamy na ogień i wsypujemy ziółka.


Czekamy, aż woda się zagotuje, po czym trzymamy mieszankę na małym ogniu przez 15-20 minut, od czasu do czasu możemy zamieszać.


Po upływie zalecanego czasu płukankę odstawiamy, odcedzamy, a gdy wystygnie - jest gotowa do użycia! Teraz musimy jedynie płukać w niej włosy po każdym myciu. Nie spłukujemy jej z włosów i uważamy, by nie pobrudzić ręcznika ;).

Niewykorzystaną płukankę przechowujemy zamkniętą w lodówce.

Należy mieć na uwadzę, że taka ziołowa płukanka może przyczynić się do wysuszenia włosów. Aby tego uniknąć, należy zadbać o odpowiednie nawilżanie włosów czy modyfikację płukanki. Ja do swojej dodaję nieco siemienia lnianego, gdyż moje włosy bardzo go lubią (oraz pokrzywę, jednak to w celu kondycjonującym).

Co do efektów, ciężko mi stwierdzić, czy widzę już różnicę. Mam jeszcze w planach farbowanie łupinami orzecha włoskiego - dam znać, jak się uda. Póki co, zauważyłam lekkie przesuszające działanie płukanki. Włosy dłużej trzymają się bez mycia (aczkolwiek nie na tyle, bym mogła je myć co dwa dni, czy nawet półtora). Jako, iż jestem posiadaczką włosów przetłuszczających się, jest mi to nawet na rękę - moja fryzura w końcu zyskała odrobinę na objętości.





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...